Wczoraj

Urodziny miał Jon Bon Jovi, ale nie świętowaliśmy jakoś specjalnie. Nawet na torta nie zaprosił.

Tydzień temu była impreza Idy i ta spontanicznie zrobiła się huczna, dosłownie, gdy goście tuż przed wyjściem odkryli, że mamy mikrofony i ruszyło karaoke na pełnej. Tańców nie było, ale pokazy hula hop i owszem. Mama Alanka przyniosła takie duże i ciężkie, bo kupili i będą ćwiczyć, i chciała pokazać, no i po kolei wszyscy testowali.

Młody poleciał na tydzień do Polski, oczywiście że stęskniony za ojczyzną ;-))), najbardziej za polecaną tatuażystką. Młoda z tatusiem pojechali odebrać go z lotniska, młoda wpadła do domu pierwsza i od progu woła: mamo, mamo, a wiesz! A Piotrek ma tatuaż na ręce!
Ja wiedziałam, ale babci odebrało głos na jakieś pół godziny. Już nie będzie mogła mówić, że jakie to szczęście, że ma wszystkie dzieci i wnuki normalne, bo nie mają tatuaży (albo w takich miejscach, o których ona nie wie :D). (zapomniała o synowej, która ma tatuaż nad kostką…) Na imprezie urodzinowej Idy znajomy zauważył tatuaż młodego, zaczęli dyskutować, że gdzie i za ile, i że on musi swój opracować na nowo, bo już ma z piętnaście lat, kolory zblakły, ktoś inny pokazał swój na ramieniu, i tak szło od jednego gościa do następnego, a babcia siedziała bez słowa. No co za towarzystwo, żeby tatuaże mieć :D.

Mamie się u nas nie nudzi, bo a. szydełkuje, b. rozwiązuje krzyżówki. Wyjście na spacer jest zawsze spontaniczne, bo nie wiadomo, czy się dobrze czuje i czy żołądek jej pozwoli wyjść z domu. Do tego jak zjadła dodatkowy kawałek tortu urodzinowego, zaczęło ją trząść przez cały wieczór (cukrzyca), ale oczywiście powiedziała kiedy? Rano! No bo po co miała nas martwić, przecież w końcu i tak nic się nie stało. Oraz kilka dni temu powiedziała, że w sumie to prawe kolano to ją boli, bo półtora roku temu spadła ze schodów, ale tylko z kilku, i nic jej się nie stało, więc nie widziała powodu, by kogokolwiek informować, zwłaszcza Sister, która mieszka na sąsiednim osiedlu i naprawdę może na wszelki wypadek byłoby dobrze, gdyby wiedziała. Załamać się można, dziecku to dasz w dupę i ma się słuchać, że też tak się z rodzicami nie da.

Czas leci jak wściekły i już w przyszły weekend mama wraca do Polski. Ida, która tak bardzo nie może się doczekać party z koleżankami z klasy, uświadomiła sobie, że dzień, na który tak bardzo czeka, będzie jednocześnie pożegnaniem babci. Tłumaczę, że w biegu bo w biegu, ale zobaczymy się na koniec maja, a potem w lipcu, ale wiadomo, to nie to samo. „Bo gdybyśmy mieszkali w Polsce, to moglibyśmy odwiedzać babcię co tydzień, tak jak ciocia Beata”. No, tak, nie można odmówić dziecku racji, co ani o jotę sytuacji nie zmienia. Tęsknota jest wpisana w nasze życie w rozkroku.

Dziś ostatni dzień mojego urlopu. Trochę odpoczęłam, trochę odespałam (do ósmej!! a czasem do ósmej trzydzieści!!), w ramach ferii zabrałam młodą do zoo i do kina, na Fasnacht, do fryzjera. Jutro z tatusiem pojedzie w góry na wycieczkę, potem niedziela i zleciało.

Odświeżam swoje CV, pełna złych przeczuć odnośnie do mojej pracy. Podwyżkę zawartą w umowie owszem dostałam, ale szefowa była o krok od obcięcia mi etatu do 50%, bo nie ma w ogóle nowych klientów. Na szczęście po dwóch latach covid + odpłynięcie głównego klienta wreszcie wpadła na jakiś pomysł i będzie go wdrażać. Daję jej pół roku na pierwsze wyniki, ale i tak zaczynam się rozglądać za czym innym, nawet na jakąś niewielką część etatu, żeby mieć jakiś punkt zaczepienia. Ehhh, znowu.

I tak to leci, proszę państwa. Już marzec, zaraz Wielkanoc, upały, lato, potem jesień i nie wiadomo kiedy znowu listopad i święta, Grażynko. To miłego dnia, dochodzi jedenasta, to może się już ubiorę ;-).

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s