zmarła moja chrzestna. Była fajną, ciepłą osobą. Miałyśmy rzadki kontakt ze sobą, głównie telefoniczny, i niekoniecznie regularny, ale zawsze dobrze było ją usłyszeć.
– Cześć ciociu, nie przeszkadzam?
– Kasia ty mi nigdy nie przeszkadzasz!
Te jej słowa wciąż dźwięczą mi w uszach.
Dzień po pogrzebie zadzwoniła tutejsza koleżanka, zryczana jak nieszczęście, że zmarła jej teściowa. Też nagle, chociaż też chorowała. Taka drobniutka kobietka, chudzinka, niziutka, przecinek taki, a serca w środku za całe tabuny miała. Ida bardzo ją lubiła, w czasie covidu przysposobiła ją sobie na babcię zastępczą. Może wystarczy już tych pogrzebów, co?
Koleżanka poprosiła o zaopiekowanie się psem, jako że oni samolotem, pies starszy, linie lotnicze różnie z psami, generalnie chciała psu stresu oszczędzić. Wzięliśmy. Rodzina ma atrakcję, tym fajniejszą, że tylko na tydzień. Pies spokojny, pogodny, starszy więc nie jest małym jazgotem, tylko wielorasową starszą panią. Mąż, który zawsze mieszkał z psami, od razu orzekł, że on będzie wychodził na spacery i że on będzie karmił – miód na moje serce! On odwala robotę, a koleżanka będzie wdzięczna mnie :-). Chodzą na spacery, suchą karmę pies bojkotował, więc kupujemy mu jakieś pasztety w foremkach, za smaczki od razu siada i daje łapę, dobrze, że nie dwie na raz. Leży pod nogami pana, wodzi wzrokiem za panem, leży pod drzwiami łazienki, gdy pan jest w środku. Poczciwa psina.
Młoda jest szczerbolem i wygląda szczerze mówiąc okropnie. U góry już widać lewą jedynkę, prawej nie ma, dwójki prawej nie ma. Na dole prawa dwójka się wychyla, jedynki stałe są, dwójkę sobie wczoraj wybiła. Wybiła. Potknęła się o dywanik przy łóżku i uderzyła buzią – a łóżko ma piękny, wywijany, ozdobny stelaż. Siniak na policzku, ząb w ręce, matko bosko. Szczęście w nieszczęściu, że to mleczak, chociaż nie ruszał się jeszcze, więc zanim wyjdzie, minie trochę czasu. Mam nadzieję, że trójka jej się nie zsunie za bardzo w to miejsce, chociaż za kilka lat i tak młodej pewnie aparat nie minie. Co za myślotok mnie dopadł.
Dzisiaj szefowa zaskoczyła mnie totalnie, napomykając, że po feriach jesiennych czas na spotkanie, aby omówić ten rok oraz moją przyszłość zawodową, bo ona by bardzo chciała mnie zatrzymać, w ogóle sobie nie wyobraża, jak kiedyś dawała sobie radę beze mnie, krótko mówiąc, piekło zamarzło, umowę na łosia roku chce mi przedłużyć. Oczywiście, będę negocjować łosiowe warunki umowy, ale szczerze mówiąc sama nie wierzę w to, co usłyszałam. Do tej pory każda asystentka dostawała w październiku laurkę, że dobrze było, ale się skończyło. A tu taki niespodziewany zwrot akcji. Proszę proszę.