nam te święta minęły. Ale jak miały minąć, skoro pogoda do kitu, raz wyszliśmy tylko na spacer, poza tym ponuro i dobarowo. Wigilia bardzo przyjemna, a potem to już tylko maraton jedzenie – oglądanie telewizji. Ida zachwycona, że ale jak to, przecież nikogo nie było w pokoju, a Aniołek podrzucił prezenty pod choinkę, jak to się stało??
Wczoraj korzystając z pierwszego w miarę słonecznego dnia wybraliśmy się na spacer do miasta, korzystając z rozpoczętych już wyprzedaży. Na okoliczność pójścia do pracy oraz „ja nie mam co na siebie włożyć”, dostałam porządne jeansy na cztery litery oraz kaszmirowy sweterek. I tak co miesiąc trzeba będzie uzupełniać szafę, bo tam naprawdę hula wiatr.
Dzisiejszą noc uatrakcyjniła Idunia, ukazując pełen przekrój szaleństw przewodu pokarmowego. Zasnęłyśmy o siódmej rano, kiedy już ratowałam dziecko własnym ręcznikiem kąpielowym, bo wszystko inne czekało w pralce na start. Eh, biedacyna.
To co, spokojnego końca roku Państwu życzę :*.